Jezus rozumiał moje cierpienie
Kiedy miałam 23 lata wyszłam za mąż za dobrego i kochającego mężczyznę. Na początku wszystko było dobrze. Jednak trzy tygodnie później odkryłam coś, o czym nie wiedziałam przed ślubem - mój mąż był alkoholikiem. Zastanawiałam się jak mogłam o tym nie wiedzieć. Myślałam, że zmieni się. Tak się nie stało. Codziennie po pracy chodził do baru, a potem wracał do domu i wszczynał awantury. Miał podwójną osobowość. Kiedy był trzeźwy wszystko było w porządku, ale kiedy upił się to sytuacja zmieniała się o 180 stopni.
Miałam świadomość, że nie mogłam rozwieść się z nim. W dniu ślubu wzięłam go za męża i ślubowałam przed Bogiem, że będę z nim na dobre i złe. Postanowiłam, że będę wzorową żoną.
Jestem matką czwórki dzieci. Małżeństwo było koszmarem, który odbił się na mnie i dzieciach. Ledwo wiązałam koniec z końcem, aby opłacić wszystkie rachunki, wykarmić dzieci i ogrzać mieszkanie. Mąż nie chciał zgodzić się, abym poszła do pracy. Wracał do domu o drugiej lub trzeciej nad ranem. Potem wrzeszczał, wywracał meble i robił straszny bałagan.
Najstarsza córka wyszła za mąż kiedy miała 19 lat. Natomiast mój 18 letni syn zaczął zażywać narkotyki. Martwiłam się o dwie najmłodsze córeczki, z których jedna miała 10 a druga 5 lat.
W domu było prawdziwe piekło, kiedy syn był pod wpływem narkotyków, a mąż pod wpływem alkoholu. Drzwi były wywarzane, szyby w oknach wybite i meble porozrzucane. Obydwaj wrzeszczeli na mnie, wypowiadając najokropniejsze słowa i przekleństwa.
Byłam zmęczona pod względem fizycznym i psychicznym. Nie mogłam w nocy spać. Nie wiedziałam dlaczego mąż i syn tak mnie traktowali. Myślałam, że to była moja wina skoro mówili o mnie takie straszne rzeczy.
Potem popadłam w głęboką depresję. Okna były cały czas zasłonięte. Robiłam tylko te rzeczy, które były konieczne do zrobienia. Zaczęłam nałogowo oglądać telewizję. Dom rozpadał się, ale to mnie nie obchodziło. Odbierałam telefon tylko wtedy, kiedy dzwonili ze szkoły. Zawsze rozłączałam się kiedy dzwoniły moje siostry, przyjaciele lub najstarsza córka. Nikogo nie wpuszczałam do domu. Moi znajomi chcieli mi pomóc, ale zawsze odrzucałam ich.
Pewnego razu wieczorem tak sobie pomyślałam: „Jeśli moje małżeństwo ma być takie to nie chcę żyć”. Chwyciłam za brzytwę, ale nie miałam w sobie tyle odwagi, aby zabić się. Wiele razy chciałam targnąć się na własne życie. Tak się nie stało ponieważ zawsze myślałam o moich dwóch najmłodszych córkach. „Co się z nimi stanie jeśli mnie nie będzie na tym świecie?” - to pytanie zadawałam sobie kiedy miałam myśli samobójcze. Ostatecznie dotarło do mnie, że muszę żyć dla nich i wyrzuciłam brzytwę.
Wykonywałam proste prace w domu. Rzadko rozmawiałam z dziećmi. Cierpiąc z powodu przeszywającego bólu nie interesowało mnie to, że krzywdziłam wiele osób. Byłam przekonana, że miłość jedynie rani, a ja już wystarczająco cierpiałam. Kiedy mąż i syn zaczynali wrzeszczeć na mnie to siedziałam w milczeniu i nie myślałam o tym, co się działo. Po wszystkim kładłam się do łóżka.
Pewnego dnia poszłam do lekarza ponieważ miałam tak intensywny ból brzucha, że był nie do zniesienia. Po wykonaniu wstępnych badań lekarz spytał mnie co się dzieje u mnie w domu. Skłamałam, mówiąc że wszystko jest w porządku. Jednak lekarz nie dał się zwieść. Ostatecznie powiedziałam całą prawdę. Doktor bardzo mi współczuł. Jednocześnie uświadomił mi tą prawdę o mnie: sytuacja, jaka panuje w domu nie oznacza, że mam innym sprawiać ból. Dotarło do mnie, że moje postępowanie było złe. Lekarz sprowadził mnie na właściwą drogę. Zrozumiałam, że muszę być silna dla moich dzieci. Za to jestem mu bardzo wdzięczna.
Po wizycie u lekarza poszłam do domu. Odsunęłam zasłony i posprzątałam cały dom. Moje córki były zaskoczone. Odnowiłam relacje ze wszystkimi przyjaciółmi i przeprosiłam za moje zachowanie. Okazało się, że miałam prawdziwych przyjaciół, którzy modlili się za mnie, pomimo że ich bardzo skrzywdziłam. Zmiana, jaka we mnie się dokonała sprawiła, że umiałam znosić trudy życia małżeńskiego. Niestety atmosfera w domu nie zmieniła się.
Ostatecznie mój syn poddał się terapii odwykowej i uwolnił się z uzależnienia od narkotyków. Jednak mąż nadal upijał się. Tak było przez 26 lat pożycia małżeńskiego.
Pewnego dnia zadzwoniła moja siostra Dot i zaprosiła mnie na spotkanie modlitewne w grupie charyzmatycznej. Powiedziała, że dzięki tym spotkaniom znalazła siłę do pokonywania codziennych problemów i pokój w sercu. Dla mnie to było dziwne. Poszłam z nią spotkanie modlitewne tylko z czystej ciekawości.
Na pierwszym spotkaniu były jeszcze tylko dwie osoby oprócz nas. Spodobało mi się i za tydzień również przyszłam na spotkanie. W miarę upływu czasu zauważyłam w sobie zmianę. Poznałam taki rodzaj miłości, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Osoby, które uczestniczyły w tych spotkaniach zaakceptowały mnie taką jaka jestem. W rezultacie polubiłam samą siebie.
Oprócz tego poznałam kim naprawdę jest Bóg i jak bardzo mnie kocha pomimo moich słabości. W rezultacie moja modlitwa stała się rozmową z Jezusem, podczas której dziękowałam Mu za wszystkie otrzymane od niego łaski i błogosławieństwa. W ten sposób Jezus stał się moim przyjacielem. Uświadomiłam sobie, że nasz Zbawiciel zawsze był przy mnie i jestem dla niego kimś unikalnym. Rozumiał mój ból i zmienił go w pokój i pocieszenie. Dzięki temu moje życie zmieniło się.
Obecnie mam 76 lat. Ostatnio obchodziłam 53 rocznicę ślubu. Mąż przestał upijać się i stał się tym cudownym człowiekiem, jakim był przed ślubem.
Lillian J. DeOliveira
Tłumaczenie z j.ang na j.pol: Marcin Rak
Źródło: 101 Inspirational Stories of the Power of Prayer. Called by Joy Book. s.51 – 53.