Zabiłam i spłukałam w ubikacji moje nienarodzone dziecko
Nazywam się Elizabeth. W 2001 roku zabiłam własne nienarodzone dziecko. Oto moje świadectwo.
W tym czasie zbliżałam się do trzydziestki. Byłam konsultantką w firmie telekomunikacyjnej, a siedem miesięcy później wyszłam za mąż. Mieszkałam razem z moim narzeczonym przed ślubem. Na początku było cudownie, ale potem wszystko rozpadło się jak domek z kart.
Pewnego dnia spóźnił mi się okres. Poszłam do lekarza ginekologa na badania. Okazało się, że zaszłam w ciążę. Kiedy to usłyszałam ogarnął mnie strach. Bałam się reakcji przyjaciół, znajomych i utraty pracy. Myślałam, że rodzice będą bardzo rozczarowani kiedy dowiedzą się o nieplanowanej ciąży. Oprócz tego nie wyobrażałam sobie siebie w 8 miesiącu ciąży przed ołtarzem. To prawda, że bardzo chciałam mieć dzieci, ale wtedy byłam przekonana, że to nie był najlepszy czas na macierzyństwo. Narzeczony wspierałam mnie i powiedział mi tak: „Cokolwiek postanowisz pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć”. Potem nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Nie wiem, co miał na myśli kiedy powiedział to zdanie. Jednak te słowa wbiły klin między nami. Wtedy nie miałam świadomości, że 12 lat później ten brak zgodności między nami skończy się separacją.
Czułam się z tym wszystkim bezradna, samotna i zawstydzona. Wiedziałam, że ostateczny wybór należał do mnie. Nieplanowana ciąża była sekretem, który ukrywałam przed wszystkimi. Szukałam najbliższej „kliniki dla kobiet”. Myślałam o aborcji, ale gdyby wtedy ktoś przedstawił mi inne opcje do wyboru i udzielił wsparcia to pozostawiłabym dziecko przy życiu.
Znalazłam „klinikę dla kobiet”, która znajdowała się w okolicy. Myślałam, że osoby w tej placówce pomogą mi podjąć właściwą decyzję. Zadzwoniłam i umówiłam się na wizytę, na którą sama poszłam. Wchodząc do kliniki myślałam, że znajdę czystą poczekalnię, w której będę ciepło powitana. Tak się nie stało. Uświadomiłam sobie, że to było złe miejsce. Na białych ścianach widać było brud tu i tam. Krzesła były brudne, a wykładzina postrzępiona. Oprócz mnie były jeszcze dwie inne kobiety, które siedziały w poczekalni i unikały kontaktu wzrokowego. Z niepokojem usiadłam na krześle w zimnej poczekalni i czekałam aż ktoś zawoła mnie po imieniu. Wtedy uświadomiłam sobie, że ta „klinika dla kobiet” była w rzeczywistości kliniką aborcyjną. W pewnym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu. Jakaś pani wyszła z niego i wezwała mnie do środka. Nie miałam pojęcia, że moje życie zmieni się na zawsze. Popełniłam największy błąd w moim życiu, ale nie było nikogo, kto mógłby mnie powstrzymać i przedstawić inne opcje do wyboru.
W gabinecie dostałam do podpisania dokument, na mocy którego zgadzałam się na aborcję farmakologiczną. Zawahałam się, ale uprzejma pani położyła mi dłoń na ramieniu i powiedziała: „Podjęłaś słuszną decyzję”. Podpisałam się. Byłam w siódmym tygodniu ciąży. Kobieta, która była w gabinecie przedstawiłam mi jak wygląda procedura. Najpierw miałam zażyć metotreksat – środek, który zatrzymuje dalszy rozwój dziecka. Po dwunastu godzinach musiałam zażyć mizoprostol – tabletkę, która wywołuje poronienie i wydalenie dziecka z organizmu kobiety.
Po zażyciu obydwóch tabletek poczułam straszny skurcz i przeszywający ból, który w skali od jeden do dziesięć wynosił dziewięć. Zażyłam środki przeciwbólowe, ale nie przyniosły żadnej ulgi. Przez całą noc nie mogłam spać. Następnego dnia poszłam do pracy. Starałam zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. W biurze próbowałam skupić się na pracy. W tym samym czasie moje nienarodzone dziecko umierało. Nagle poczułam, że krew cieknie mi z narządów płciowych. Natychmiast wstałam i pobiegłam do ubikacji. Usiadłam na toalecie i czułam, że coś wychodzi mi z pochwy. Po chwili usłyszałam głośny plusk wody. Spojrzałam na muszlę. To, co zobaczyłam obudziło we mnie poczucie winy i obrzydzenia. Na dnie muszli klozetowej była krew i zakrzepy. Oprócz tego zobaczyłam coś w rodzaju worka, w którym była ciecz. To było moje dziecko, które zginęło na wskutek pigułki poronnej. Nie chciałam spojrzeć na jego twarz, rączki lub nóżki. Natychmiast odwróciłam głowę i nacisnęłam zimną klamkę spłuczki. Spłukałam moje martwe dziecko w ubikacji. Nigdy w życiu nie czułam się tak okropnie jak wtedy. Ubrałam się, umyłam ręce i poprawiłam makijaż. Jednocześnie byłam wyczerpana i zdrętwiała. Z drugiej strony nie chciałam, aby ktoś dowiedział się co takiego zrobiłam i jak się czułam. Wróciłam do biura i zachowywałam się tak, jakby nic się nie stało.
Powszechnie panuje to słodkie kłamstwo – aborcja to łatwy wybór. Jednak nikt nie mówi nic o konsekwencjach, związanych z morderstwem nienarodzonego dziecka. Owszem poczułam w sobie ulgę, ponieważ nie byłam w nieplanowanej ciąży. Aborcja farmakologiczna była sekretem, o którym wiedziały tylko trzy osoby: ja, mój mąż i jedna koleżanka. Nie rozmawialiśmy z mężem na ten temat. Chciałam pozbyć się tego poczucia winy i depresji, które miałam w sobie po dokonaniu aborcji. Byłam przekonana, że w miarę upływu czasu wszystko zmieni się na lepsze. Tak się nie stało. Mijały tygodnie, miesiące, lata i nadal miałam w sobie żal z powodu tego, na co się zgodziłam. Czułam się opuszczona przez męża. Nie potrafiłam z nim porozmawiać i powiedzieć co czułam.
Żal, który miałam w sobie pogłębił się kiedy zaszłam w ciążę i czułam w brzuchu ruchy moich dzieci. Z jednej strony cieszyłam się, że wkrótce zostanę mamą. Z drugiej strony nękały mnie smutek i poczucie winy z powodu aborcji pierwszego dziecka. Oprócz tego czułam się tak, jakbym była okradziona z radości bycia matką. Myślałam, że jestem osobą, która zasługuje na wieczne potępienie. Miałam świadomość, że co się stało to się nie odstanie. W rozmowach nie chciałam poruszać tematu aborcji ponieważ bałam się, że ktoś zobaczy wstyd, żal, poczucie winy i ból z powodu aborcji mojego nienarodzonego dziecka. Unikałam koleżanek, które chodziły ze swoimi dziećmi na spacery. Natychmiast zmieniałam kanał kiedy na ekranie telewizora pojawiała się reklama pieluszek dla dzieci. Nawet teraz boję się stanąć przed kliniką aborcyjną. Styczeń i luty są trudnymi miesiącami, ponieważ przypominają mi o śmierci mojego dziecka. Wierzyłam, że aborcja jest łatwym rozwiązaniem nieplanowanej ciąży. Teraz wiem, że to jest kłamstwo.
Proces uleczenia ze skutków aborcji rozpoczął się kiedy podzieliłam się moim świadectwem z inną kobietą. Ona również wyjawiła mi swój sekret – poddała się aborcji dwa razy. Rozumiała mój ból i stan, w jakim znajdowałam się. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie byłam jedyną osobą, która cierpiała z powodu depresji, poczucia winy, wstydu i osamotnienia. Ta rozmowa stała się ulgą, dzięki której podzieliłam się moim świadectwem z innymi osobami. Pomoc ze strony psychologa i kapłana pomogły mi uleczyć emocjonalne rany związane z aborcją. Potem uczestniczyłam w specjalnym nabożeństwie, w którym kobiety modlą się za swoje dzieci, które zginęły podczas aborcji. Dzięki temu uwolniłam się z rozpaczy z powodu śmierci mojej córeczki. Niektórzy pytają mnie skąd wiem, że to była dziewczynka. To jest uczucie, którego nie da się opisać. Matka w swoim sercu wie o pewnych sprawach, mimo że ich nie widziała lub o nich nie słyszała. Dałam mojej córeczce na imię Grace.
Nie cieszę się z „wyboru”, jaki dokonałam. Mam nadzieję, że ci, którzy przeczytają moje świadectwo zobaczą konsekwencje aborcji. Przełamuję milczenie, aby inne kobiety, które poddały się aborcji znalazły ukojenie.
Elizabeth
Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak
Źródło:http://www.silentnomoreawareness.org/testimonies/testimony.aspx?ID=3514
Komentarze (0)
Powiązane artykuły
Wiedziałam, że zabiłam dziecko, które rozwijało się pod moim sercem
Byłam przestraszona. Bałam się, że rodzice dowiedzą się o nieplanowanej ciąży i sami siłą zabiorą mnie do kliniki aborcyjnej. Myślałam, że jeśli poznają prawdę już nigdy nie będą ze mnie dumni....
Przez łaskę i miłosierdzie
W tamtym momencie poczułam, że potrzebuję Jezusa. Prosiłam Go o pomoc i przebaczenie. Chciałam, aby mnie uleczył. Tamtego dnia znalazłam Jezusa Chrystusa.
Widok mojego martwego dziecka złamał mi serce
Pewnego razu zrobiłam sobie test ciążowy. Wynik był pozytywny – zaszłam w nieplanowaną ciążę. Kiedy mój chłopak dowiedział się o tym powiedział, że nie jest gotowy na ojcostwo. Zaczął...
Poznałam zło antykoncepcji awaryjnej
Chodziłam na randki z chłopakiem. Potem zakochaliśmy się w sobie. Niestety od samego początku naszego związku uprawialiśmy seks, który przejął kontrolę nad nami. Myślałam, że jestem...
Zobaczyłam moje martwe dziecko
Pewnego dnia zrobiłam sobie test ciążowy. Przez tydzień spóźniał mi się okres i miałam przeczucie, że coś jest nie tak. Wynik był pozytywny – zaszłam w nieplanowaną ciążę. Serce mi stanęło....