Pamiętnik księdza Francis Tan Tiande – część trzecia
Nawet włos z głowy ci nie spadnie
Po roku wezwano mnie do sądu na przesłuchanie. Sędzia powiedział mi opryskliwie: „Bardzo poprawiłeś się w ciągu ostatniego roku. Sąd podjął decyzję o zredukowaniu kary. Nie musisz już odsiadywać kary dożywotniego pozbawienia wolności. Pozostaniesz w więzieniu tylko przez półtora roku. Czy masz coś do powiedzenia w tej sprawie?” „Nic” - odpowiedziałem zimno sędziemu.
Rok temu otrzymałem karę dożywotniego pozbawienia wolności bez żadnego wyroku sądowego. Wtedy nie wyraziłem żadnego sprzeciwu tylko chętnie zaakceptowałem wyrok. W tym czasie wiedziałem doskonale, że nie popełniłem żadnego przestępstwa i tym samym moje „dobrowolne” przyjęcie wyroku nie miało nic wspólnego z kwestionowaniem mojej niewinności. Chciałem tylko naśladować Jezusa, aby uzupełnić cierpienia, jakich brakowało w Kościele. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu sędzia złożył apelację za mnie i z własnej woli zmniejszył moją karę. Byłem całkowicie zdumiony.
Kiedy moi współwięźniowie dowiedzieli się o skróceniu mojego wyroku byli pełni radości i śpieszyli się, aby mi pogratulować. Jednak moja zimna reakcja bardzo ich zaskoczyła. Dowódcy straży, przedstawiciele partii komunistycznej, brygadziści - słowem wszyscy strażnicy i władze więzienia widząc moją reakcję na decyzję sądu robili sobie ze mnie żarty, twierdząc że jestem opętany przez duchy. Byli przekonani, że z tego powodu nie zareagowałem na wszystko, co działo się na świecie. Mój dawny „przyjaciel” - strażnik, który zawsze miał na mnie oko tak sarkastycznie powiedział o mnie: „Jego całe ciało do szpiku kości jest wypełnione duchami! On już nie jest istotą ludzką!”.
Czułem się bardzo zaszczycony z tej „reputacji”, którą wyrobili mi strażnicy w więzieniu. Bogu niech będzie chwała i uwielbienie! Mocno wierzę, że te wszystkie cierpienia, które znosiłem z miłości do Boga nie były na próżno. Ziarna ewangelii zasiały się w ich sercach. Jestem pewien, że ten posiew wyda plon w przyszłości, gdyż Bóg zamieni to zło w dobro. Z niecierpliwością czekam na ten dzień!
Za każdym razem kiedy w obozie odbywało się „zgromadzenie edukacyjne” zawsze byłem pierwszoplanowym aktorem w oczach tych, którzy krytykowali lub potępiali innych. Byłem doświadczonym aktorem na scenie, na której miały miejsce spotkania pełne przemocy. W tym czasie czułem się zaszczycony, że mnie wybrano. Dzisiaj minęło 30 lat od tamtych wydarzeń. Pamiętam te spotkania, podczas których krytykowano i potępiano mnie, a moje kolana zaczynały drżeć tak, że ledwo mogłem wstać. Człowiek zawsze chce żyć i boi się śmierci. Nie byłem żadnym wyjątkiem. Skąd miałem wtedy odwagę?
Kiedy byłem klerykiem w seminarium musiałem czytać Pismo Święte w języku łacińskim. Zawsze miałem z tym problem, ponieważ miałem trudności z nauczeniem się tego języka. Właśnie wtedy, gdy byłem potępiony przez współwięźniów, przychodziły mi na myśl te słowa Jezusa: „Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa” (Łk 21, 12 – 13). Wyznawca Jezusa nie może uniknąć prześladowań. Przyjąłem moje cierpienia z radością, wiedząc, że nie poszły na marne. Moją nagrodą był czas dawania świadectwa wiary w Jezusa.
Uczeń nie przewyższa mistrza. Skoro Jezus cierpiał i umarł to dlaczego ja Jego uczeń powinienem uniknąć cierpienia? „Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie. (Łk 21,5 - 11). Obecnie, gdy nie straciłem nawet jednego włosa na głowie, moje zdrowie jest znacznie lepsze niż zdrowie mężczyzn w moim wieku lub młodszych nawet o 20 lat.
„Boże, gdzie jesteś?”
Podczas trzydziestu lat w obozie pracy w północno – wschodnich Chinach, moim jedynym zajęciem było rolnictwo. Co roku na wiosnę musieliśmy użyźnić ziemię, która była twarda jak stal. Rozbijaliśmy glebę przy pomocy kilofów. Kiedy grunt był miękki nawadnialiśmy go i zasiewaliśmy ziarna. Dzisiaj kiedy mówię o tym wszystkim uświadamiam każdą osobę, że to nie była praca polegająca na potrząsaniu ziemią. Byliśmy niedożywieni. Ta praca była ponad nasze siły, a każda minuta była agonią. Rolnictwo w obozie pracy różni się od pracy zwykłych rolników, którzy pomimo ciężkiej pracy wiedzą, że ich trud będzie nagrodzony, ponieważ za kilka miesięcy będą mieć obfite żniwa. Jeśli ktoś patrzy w przyszłość z nadzieją to potrafi znieść ciężkie prace. W przeciwieństwie do rolników więźniowie w obozie pracy bardzo dobrze o tym wiedzą, że nie będą nagradzani pomimo ich wysiłków. Nie otrzymają żadnej części ze zbiorów, które zebrano dzięki ich pracy. Co gorsza, nikt nie uznaje tego, że miałeś coś wspólnego ze żniwami. W praktyce władze obozowe nie biorą pod uwagę nawet faktu, że istniejesz! To doświadczenie bycia niezauważonym może zrujnować osobę ludzką. Cierpienie z tym związane jest bardziej okropne niż jakikolwiek trud fizyczny.
Przez trzy lata w całym kraju panował głód. To zwiększyło niedostatek w obozach pracy, w których racje żywnościowe były nieadekwatne. Codziennie niektórzy z moich towarzyszy w obozie umierali z głodu. Zajmowałem się ich pochówkiem. Kiedy panował głód rząd zachęcał każdą osobę, aby była bardzo oszczędna. Z tego powodu uważano, że pochowanie w drewnianej trumnie więźnia, który umarł z głodu, jest wielkim marnotrawstwem. Jednak moi towarzysze uważali, że coś jest nie tak w przypadku wrzucania zwłok do grobu. Wtedy ktoś wymyślił cyniczny sposób na rozwiązanie tego problemu: trumna była skonstruowana z zawiasami na dnie. Ciało wkładano do trumny, którą potem kładziono nad grobem. Następnie otwierano dno, a ciało wpadało do grobu. Dzięki temu trumna mogła być używana ponownie podczas kolejnego pochówku.
Ludzie mogą się zastanawiać w jaki sposób udało mi się przeżyć w tych okropnych warunkach. Dla osoby, która w nic nie wierzy jest to zagadka nie do rozwiązania. Natomiast ktoś, kto ma wiarę wie, że to jest wola Boga. Życie jest najcenniejszym darem człowieka. Muszę troszczyć się o ten dar po to, aby nie być niewdzięcznikiem. Z tego powodu jadłem trawę i korę drzew, aby przeżyć. Nawet jadłem kury, które zdechły kilkanaście dni temu. Podkradłem też paszę dla koni i jadłem ją. W tym czasie jadłem wszystko, co nadawało się do spożycia. Jedynie kamienie, błoto i gnój nie były częścią mojej diety. Ktoś, kto nigdy nie doznał głodu, nie może sobie wyobrazić ogromnego cierpienia, które powoduje.
Osoba potrafi docenić okropności lub wstyd kiedy jest ubrana i najedzona. Podczas tych trzech lat strasznego głodu osobiście doświadczyłem brutalnej natury człowieka: egoizmu, okrucieństwa, przebiegłości, oszustwa... Jakie zwierze jest zdolne do takich rzeczy? W takich warunkach doświadczyłem brutalności ze strony moich współwięźniów. Nie mogłem zrozumieć kim trzeba być, aby coś takiego zrobić. Ten ból był większy niż głód. Chciało mi się uciec w pola i krzyczeć na cały głos: „Boże, gdzie jesteś?”. Nie wiem, ile razy myślałem, aby skończyć z tym wszystkim. Jednak w kluczowym momencie widziałem Jezusa na krzyżu patrzącego na mnie w miłosierdziem, który mówił: "O człowieku małej wiary, czy ty może wątpisz, że cię kocham?"
Na łasce fal
Spędziłem wiele lat w obozie pracy prowadząc monotonne życie: praca w dzień, spanie w nocy. Nigdy nie było zmiany. Żyliśmy jak maszyny. Czy słońce czy deszcz, czy upał czy mróz pracowaliśmy na czczo. Kiedy pracowałem ciężej słyszałem jak mi burczało w brzuchu. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że tak naprawdę grzmiało w moim brzuchu. To był sygnał ostrzegawczy od moich jelit, który dawał mi do zrozumienia, że brakowało mi paliwa i musiałem śpieszyć się, aby zapewnić to, co było konieczne. Modliłem się do mojego Pana i Zbawiciela. Medytowałem nad Jego czterdziestodniowym postem i jak przepędzał od siebie Diabła. Skoro Pan był kuszony to i uczeń będzie. Modliłem się i tym samym orzeźwiałem ducha.
W więzieniu byli przestępcy ale także dżentelmeni. Kradzieże, bójki i ataki na tle seksualnym często miały miejsce w celach. Mimo to byli też tacy więźniowie, którzy nigdy nie zrobiliby coś złego innym dla swojej własnej korzyści. Większość więźniów stanowili „kontrrewolucjoniści” i „więźniowie polityczni”. Po ich zachowaniu można było rozpoznać kto był przestępcą, a kto był dżentelmenem. Kiedy byłem w więzieniu zaprzyjaźniłem się z więźniami pochodzących z różnych części Chin: Szanghaju, Szandongu, Jiangsu, Beijing i Tianjin. Rozmawialiśmy ze sobą, kiedy tylko nadarzała się okazja. Pomagaliśmy sobie i wspieraliśmy siebie nawzajem. To była jedyna przyjemność, jaką mieliśmy w więzieniu. Niestety radosne dni nie trwały długo. Często więźniowie musieli być przenoszeni z powodu przepisów. Życie w tym miejscu było jak zmieniające się fale morskie.
Miraż wolności
W 1966 roku moja kara wiezienia zakończyła się. Jednak musiałem pozostać w obozie pracy i pracować. Teoretycznie byłem wolny, ale kiedy prosiłem o pozwolenie powrotu do domu na Nowy Rok, lub w inne święta to zawsze mi odmawiano. Ci, którzy musieli pozostać w obozie byli uważani za „robotników drugiej klasy”. Niektórzy z nich nadal składali prośby o powrót, aby odwiedzić rodziny, ale w wielu przypadkach prośby były odrzucane. Z tego powodu wiele osób decydowało się na powrót do domu i potem powrót do obozu. Kiedy władze złapali tych ludzi to byli przedmiotem „krytyki” i kar.
W 1975 roku po wielu odrzuconych prośbach powrotu do Canton postanowiłem pójść za przykładem innych robotników: wyjdę z obozu i nie będę mówił o tym nikomu. Tego dnia, wczesnym rankiem wskoczyłem do pociągu jadącego na południe. Myślałem sobie, że wkrótce zobaczę rodzinę, której nie widziałem przez ponad 20 lat. Radość jaką wtedy doświadczyłem nie da się opisać.
Niestety „Niebo często nas rozczarowuje”. Pociąg nie dojechał do Hulan tylko do Harbin. Tam władze aresztowały mnie ponownie. Dwaj strażnicy zabrali mnie do miejscowego aresztu. Znowu trafiłem do więzienia.
Ciąg dalszy nastąpi
Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak
Źródło: The Red Book of Chinese Martyrs. Ignacius Press. San Francisco. s.41-85.
Komentarze (0)
Powiązane artykuły
Pamiętnik księdza Francis Tan Tiande – część czwarta
Dla kogoś kto nie wierzy w Boga dzień w więzieniu jest jak cały rok. Natomiast ja miałem wiarę i tym samym byłem w stanie uświadomić sobie, że nasz dom jest tam, gdzie jest nasze serce. Miałem...
Pamiętnik księdza Francis Tan Tiande – część druga
Moją zbrodnią było nauczanie religii podczas odbywania kary więzienia. To było najcięższe przestępstwo, za które więzień może być oskarżony. Taka osoba brała udział w spotkaniu publicznym, którego...
Pamiętnik księdza Francis Tan Tiande – część pierwsza
Kiedy zostałem księdzem po raz kolejny ofiarowałem moje życie Jezusowi Chrystusowi. „Żyć dla Niego i umrzeć dla Niego” - to zdanie stało się moim mottem życiowym. Obiecałem sobie, że...
Pamiętnik księdza Francis Tan Tiande – część piąta
Przykład i duchowa formacja, które otrzymałem od mojej matki, były tak silne, że zachowałem moją wiarę pomimo tych okrutnych tortur i wszystkich decydujących okoliczności w moim późniejszym życiu.