O modlitwie skruchy
Dobrze pamiętam, kiedy po raz pierwszy byłem na mszy wspólnotowej w kaplicy klasztornej. Ta chwila zapadła mi w pamięć nie tylko dlatego, że był to mój „pierwszy raz”, ale również dlatego, że bardzo poruszyło mnie wtedy kazanie księdza, który celebrował wtedy Mszę Świętą, a w szczególności jego fragment, kiedy mówił, że był w jego życiu pewien bardzo ciężki okres, a w tym czasie towarzyszyła mu książka Ojca Augustyna Pelanowskiego „Umieranie ożywiające”. Dawał on świadectwo jak bardzo mocno ta książka wpłynęła na niego, tak, że oprócz doznań duchowych momentami towarzyszył mu nawet ból fizyczny. Zresztą w opisie umieszczonym na okładce książki, zawarta jest przestroga, iż przeczytanie jej wiąże się z pewnym ryzykiem, gdzie bez żadnych kompromisów, powoli i z chirurgiczną precyzją czytelnik będzie odsłaniał przerażającą panoramę swojego wnętrza…
Bardzo mocno poczułem, że ta książka jest dla mnie i powinienem ją przeczytać.
Książka faktycznie była znakomita. Autor bardzo trafnie w oparciu o teksty biblijne opisywał drogę do świętości, poprzez umieranie na swoim własnym krzyżu, na który trzeba wstąpić. Czytałem ją z zapałem. Najbardziej poruszył mnie rozdział pt. „Drzewo o gorzkim korzeniu” gdzie autor wprowadza czytelnika w modlitwę skruchy i właśnie na ten temat będzie niniejsza konferencja.
Słowo skrucha NACHAM jest w Biblii pojęciem bardzo ważnym. Ma ono dwa znaczenia: pierwsze to boleć nad sobą, drugie znaczenie to pocieszyć kogoś. Widoczna tu sprzeczność mówi nam, że pocieszenie jest jedynie wtedy prawdziwe, gdy jest efektem głębokiego zasmucenia nad sobą. Żadna radość nie jest tak autentyczna jak wtedy, gdy jest przezwyciężeniem smutku. Im głębiej człowiek wchodzi w swoje wnętrze, aby prosić Boga o wybaczenie tym głębiej doznaje pocieszenia.
Czwarty rozdział Księgi Estery opowiada o królowej, która miała wszystko: koronę, pałac, wspaniałe szaty, drogie kosmetyki, które są obrazem naszych zalet duchowych. Możemy mieć wiele darów, dużo się modlić, i mieć za sobą liczne rekolekcje. Są to duchowe kosmetyki, które przydają piękna duszy, ale nie zmieniają naszego położenia. Wszystkie bogactwa Estery nie mogły zmienić widma zagłady wiszącej nad jej narodem, ponieważ jej mąż król Aswerus wydał dekret eksterminacji Żydów za namową jego wpływowego sługi Hamana Agagity. Czy nie zauważamy tutaj podobieństwa do naszej sytuacji, kiedy modlimy się, jesteśmy członkami grupy modlitewnej czy nawet posługujemy charyzmatami, ale jednocześnie doświadczamy w naszej rodzinie czy wspólnocie cienia śmierci, nieszczęść lub lęku?
Estera w żaden inny sposób nie mogła poprawić położenia swojego ludu, jak tylko w jeden – za pomocą modlitwy skruchy. Królowa rozpoczęła swoją modlitwę pod wpływem niebezpieczeństwa śmierci. Czy często nie jest tak w naszym życiu, że dopiero wtedy otwieramy się na naprawdę dobrą modlitwę, kiedy na różne sposoby doświadczamy umierania np. z powodu braku miłości, zazdrości, nienawiści, tęsknoty, lęku, bólu, troski czy samotności?. Często dopiero wtedy zwracamy się do Boga, gdy życie „wywróci nam się do góry nogami” i stajemy bezsilni wobec zaistniałej sytuacji?
Następnie jak mówi Biblia Estera zdjęła swe okazałe szaty, czyli nie chciała pokazać się przed Bogiem, jako ktoś okazały. Pozbyła się swojej fałszywej tożsamości i stanęła przed Bogiem taka, jaką była naprawdę. Przywdziała suknię smutku i żałoby, czyli uzewnętrzniła swoje uczucia. Klęcząc przed Panem niejednokrotnie nie przyznajemy się do tego, co naprawdę czujemy, a przecież Bóg zna nas doskonale i wie, jakie uczucia są w naszym sercu. Pragnie jedynie byśmy szczerze to wszystko oddali Mu na modlitwie.
Dalej Pismo Święte mówi, że Estera w miejsce wonnego pachnidła pokryła głowę swoją popiołem i śmieciami i ciało swoje poniżyła bardzo, a radosne ozdoby zastąpiła rozpuszczonymi włosami. Następnie zaczęła się modlić: „Panie mój, Królu nasz, Ty jesteś jedyny…”. W jej modlitwie to Bóg jest na pierwszym miejscu. Nawet jej problem, jej cierpienie nie dla niej bogiem. Następnie prosi Pana: „… wspomóż mnie samotną, nie mającą oprócz Ciebie żadnego wspomożyciela, bo niebezpieczeństwo jest niejako w ręce mojej. Ja słyszałam od młodości mojej w pokoleniu moim w ojczyźnie, że Ty, Panie, wybrałeś Izraela spośród wszystkich narodów i ojców naszych ze wszystkich ich przodków na wieczystą posiadłość i uczyniłeś im tak wiele rzeczy według obietnicy. A teraz zgrzeszyliśmy przed obliczem Twoim”.
Estera czuje się odpowiedzialna za zaistniałą sytuację. Sięga do przeszłości. Pomimo, że Biblia nigdzie nie podaje, że zrobiła coś złego, że czciła jakieś bóstwa, to jednak mówi:
My wszyscy zgrzeszyliśmy przed obliczem Twoim za to, że czciliśmy obce bóstwa. Czuje się winna za grzechy swojego narodu. Skoro cały naród oddalił się od Boga i czcił jakieś bóstwa to i ona czuje się temu winna. Jej logika jest następująca: Jeśli ja jestem winna za grzechy innych to, kiedy ja dokonam skruchy, to ta skrucha również spocznie na innych. Ponieważ utożsamiła się w winie z całym narodem, dlatego Bóg utożsamił jej skruchę z całym narodem i uratował cały naród. Ta sama zasada jest z Chrystusem. Jeden Adam zgrzeszył – wszyscy obdarzeni są konsekwencjami grzechu. Drugi Adam przyszedł zbawił – sprawiedliwość Jego spoczęła na wszystkich, bo wziął grzechy innych na siebie.
W swojej modlitwie Estera wypowiada także następujące słowa: „Nie oddawaj, Panie, berła Twego tym, którzy nie istnieją…” czyli demonom. Izraelici zgrzeszyli. W momencie, kiedy odeszli od Boga i zaczęli służyć bogom obcym w ich życie wkradły się demony i to dziedzictwo zostawało przekazywane z pokolenia na pokolenie, co doprowadziło w końcu do sytuacji, kiedy cały naród został zagrożony zagładą. Może w naszej rodzinie również z pokolenia na pokolenie przekazywane są demony? Warto wtedy zadać sobie pytanie, co doprowadziło do tej sytuacji. Jesteśmy częścią drzewa genealogicznego naszej rodziny. Na to, kim jesteśmy teraz mają wpływ nasi przodkowie, rodzice, rodzeństwo. Czytając Biblię często natrafiamy na rodowody. Ma to nam uzmysłowić, że każde istnienie w rodzinie jest ważne. Każdy członek rodziny wnosi coś do dziedzictwa rodu. Może to być dobro lub zło. Biblia chce nam powiedzieć, że ma ogromne znaczenie czyimi jesteśmy dziećmi i wnukami oraz jakie dziedzictwo przekażemy naszym dzieciom i wnukom. Widzimy bardzo dokładnie np. w Księgach Królewskich jak grzech Dawida odbił się na Salomonie, a z kolei jak grzechy Salomona obciążyły jego potomków. Dopiero Mesjasz odciął swoją rodzinę od chorych korzeni, bo umarł na przeklętym drzewie, oblewając go Krwią Miłosierdzia.
Musimy zdawać sobie sprawę, że niejednokrotnie jesteśmy podobni do gałęzi głęboko przyciągniętej do ziemi, na której próbuje rosnąć owoc naszego istnienia. Bez względu na wysiłek i próby wzrostu, jakie podejmuje owoc, jeśli gałąź jest pochylona, będzie skazany na gnicie. W takim przypadku, mocą Ofiary Jezusa trzeba odciąć się od starych korzeni, od grzechów rodziny, emocjonalnych powiązań, konsekwencji przestępstw naszych przodków czy kuzynów, od sposobu myślenia, lęków i pożądań wynikających z grzechów popełnianych w rodzinie tak, by zatrute powiązania z grzechami rodziców lub dziadków nie nasycały nas od wewnątrz niezliczoną ilością złych tendencji. Z pomocą przychodzi nam wtedy opis modlitwy Estery. Spróbujmy modlić się jak ona. Modlić się w samotności w ciemności w ciszy klęcząc czy leżąc przed Bogiem w takiej pozycji, żeby Bóg nas widział, ale żeby lewica nie widziała prawicy. Tak byśmy sami nie byli zadowolony, że się modlimy, bo modlitwa nie jest po to, aby wkładać koronę, tylko żeby… wysypywać śmieci. Jeśli ktoś z powodu modlitwy uważa się za lepszego przed Bogiem, to wszystkie łaski jego w modlitwie są przekreślone. Biblia potwierdza to stwierdzenie w opisie modlitwy celnika i faryzeusza w świątyni. Modlitwa skruchy powinna dotknąć grzechów narodu, środowiska, rodziny, przyjaciół. Przepraszajmy Boga szczególnie za grzechy, które najbardziej uderzają w Serce Jezusa (grzechy aborcji, cudzołóstwa, pornografii, zboczeń seksualnych, magii, okultyzmu, bioenergoterapii itp.) W trakcie modlitwy spróbujmy zdać sobie sprawę jak bardzo grzechy zagnieżdżone są w nas, jak nas deformują, a jednocześnie jak bardzo jesteśmy wobec nich bezsilni. Niejednokrotnie tak, że zaczynamy być nawet niewrażliwi na pewne grzechy. Uczucie bólu i ciężaru będą lżejsze, jeśli wyznamy te grzechy na głos przed Bogiem. Jeśli przezwyciężając bariery wstydu wyznamy te grzechy można zaobserwować, że te negatywne uczucia zamienią się wtedy w radość ulgę, uwielbienie, pokój. Ale najpierw trzeba dojść do dna smutku i wstydu.
Im ktoś jest bliżej Boga, tym bardziej może poznać prawdę o sobie samym, a to może wzbudzić tylko skruchę. Im bardziej ktoś siebie zna tym bardziej chce mu się płakać. Tak jak Estera nie kryjmy przed Bogiem swoich uczuć: lęku, strachu, obawy, złości, gniewu, oburzenia, sporu z Bogiem czy buntu. Uczucia te pokazują nam prawdę o nas samych, a odkrycie prawdy daje nam prawdziwą ulgę. Odkrycie prawdy i doznanie ulgi rodzi w nas pragnienie przylgnięcia do Niego.
Czytając książkę Ojca Pelanowskiego oraz opis, w jaki sposób jego modlitwa zmieniała go oraz jego bliskich poczułem bardzo silne pragnienie, aby modlić się w ten sposób. Przez kolejne 3 dni starałem się „wejść” w modlitwę skruchy. Zacząłem przypominać sobie grzechy moich przodków rodziców i rodziny i przepraszać Boga za nie. Zauważyłem wtedy jak bardzo nieczułe jest moje serce. Bardzo trudno było mi odczuwać żal i smutek z powodu moich grzechów i niewierności oraz grzechów, jakie miały miejsce w mojej rodzinie. Powoli zacząłem zdawać sobie sprawę z mojej obojętności na Jego obecność. Pierwszego dnia po skończonej modlitwie Bóg dał mi słowo z księgi Proroka Nechemiasza, które mówiły o tym jak prorok postanowił wybrać się do grodu grobów swoich przodków, aby je odbudować. Słowa te odczytałem, jako zachętę do dalszej modlitwy i postanowiłem kontynuować ją przez kolejne 2 dni. W trakcie modlitwy czułem, że Bóg prowadzi mnie i pokazuje grzechy, za które powinienem go przepraszać. Pomimo przeszkód udało mi się skończyć modlitwę po jej zakończeniu znowu poprosiłem Boga o Słowo i otrzymałem je. Było to słowo bardzo mocne i wymagające, a zarazem niesamowicie pasujące do sytuacji, w której się znajdowałem. Gdy ukończyłem swoją modlitwę poczułem również jak Bóg zbliżył się do mnie. Im bardziej upokarzałem się przed Nim tym bardziej mogłem odczuć Jego obecność i miłość. W tym czasie po raz pierwszy w życiu przyjmowałem Pana Jezusa w Komunii Świętej ze łzami w oczach.
W księdze Jeremiasza w 31 rozdziale czytamy, że w momencie, gdy prorok nawrócił się wyznał, zaczął żałować (NACHAM) i wstydzić się swoich grzechów Bóg nie odwrócił się od niego, lecz powiedział: „muszę mu okazać miłosierdzie!”. Bóg wzrusza się, gdy widzi, że ja się wzruszam. Gdy Bóg widzi, że z żalem wyznajemy swoje grzechy, musi nam wtedy okazać miłosierdzie, bo chce byśmy byli w gronie 144 000 zbawionych. Jak mówi O. Pelanowski w pewnej technice biblijnej liczbę 144 000 można przeczytać, jako słowo SEFED tzn. opłakiwać grzechy. Pokazuje nam to, w jaki sposób możemy modlić się mądrze wiedząc, jaka modlitwa otwiera nam Miłosierne Serce Jezusa.
Jak przekonuje nas Biblia obfite łaski Pana dostępne są dla nas, dla osób z naszych rodzin czy wspólnot, jeśli tylko wejdziemy w przestrzeń tej pokornej modlitwy, a im bardziej uniżymy się na modlitwie tym większych łask nam Bóg udzieli.