Dzięki Ci Boże - trzęsie !
Wytrzęś mnie Boże jak skarbonkę – usłyszałam, przemyślałam i aż mi się ciśnie na usta : Dzięki Bogu u mnie jeszcze trzęsie. Bóg dokopał się do mnie, do najniższej warstwy takimi właśnie wstrząsami i dopiero teraz wiem dlaczego tak zrobił.
Każdy potrzebuje trzęsienia, każdy po prostu. Nikt mnie nie przekona, że można być świętym bez kłopotów, trudnych historii i upadków. Nie martw się, że boli. Módl się i ufaj. Naprawdę nie ma innej opcji. Bóg to wszystko genialnie wymyślił ale wydarzył się rajski upadek człowieka no i musi nami trząść, żebyśmy do Niego wrócili. A gdzie wrócili? No do raju przecież. Do domu, którego nie znamy, do innego świata. Tylko my mamy taką naturę, że boimy się tego czego nie znamy. Nikt nam nie pokazał filmu z Nieba. Nikt nam nie dał katalogu z obrazkami jak to będzie u Ojca w Wieczności. W znakomitej większości nie byliśmy tam, no niby chcemy – ale nasza ograniczona wyobraźnia powoduje, że ta tęsknota za Niebem jest tak nieokreślona, że czasami zbyt abstrakcyjna dla nas. Tęsknimy za spokojem? A kto powiedział, że tam będzie spokojnie? Ogranicza nas rozum, a nasz rozum nie ogarnie Boga – nie ma takiej możliwości. On JEST od zawsze, nie można Go zrozumieć, ale można o nim marzyć i tęsknić. Jak rozbudzić tą tęsknotę? Nie wiem, u mnie nastąpiła wówczas, kiedy po raz pierwszy usłyszałam Jego głos. Poczułam się jak dziecko w ogromnym sklepie z zabawkami i każda była dla mnie. Dlaczego usłyszałam głos Boga?
Może dlatego, że jak wszyscy lubię prezenty. A może dlatego, że pozwoliłam sobą potrząsnąć wychodząc z bezpiecznego, spokojnego i dostatniego życia na wieczorne spotkanie, które okazało się być Seminarium Wiary?
Kiedy powiemy dziecku – dzisiaj dostaniesz prezent, to ono w ciągu minuty wymyśli 20 niezwykle potrzebnych mu w danej chwili zabawek. I wcale nie musi ich widzieć, ale wie, że otrzyma je od rodziców i one będą dla tylko niego, będą super, i że dostaje bo jest ukochanym dzieckiem, a dziecko przecież nie musi zasłużyć. Brakuje nam tej ufności dziecka. Jesteśmy dziećmi Boga, ile razy słyszymy słowa „Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego ( J 1,12). Brakuje nam tej ufności, tego pędu w ramiona Ojca, takiego chcenia Boga dla chcenia, bez oglądania z każdej strony i gdybania. Pragnienia Boga dla Boga a nie dla świętego spokoju.
Kto jest rodzicem ten wie, a kto będzie ten się dowie. Ciągle mówimy naszym dzieciom: „gdzie tak gonisz?”, „usiądź, poczekaj, zdążysz”, „a skąd wiesz, że Ci kupię?”…….Setki razy powtarzamy tak czy inaczej – hamuj mały człowieku.
A Jezus przecież powiedział wyraźnie, „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3)
Tam na pewno będzie cudownie bo On tam będzie. Ale Bóg nie chce naszej stagnacji i gderania w stylu: „to dla dzieci, to nie dla mnie”, „podnoszenie rąk do Boga? Uwielbianie?, a weź usiądź i pomódl się spokojnie”, „Jaki Tatuś?, mów normalnie – Bóg to Bóg a nie Tatuś”. Wyklep wierszyk na każdy problem. Jakie to typowe. Już wolę swoje małe trzęsienia.
Ostatnio właśnie tak potrząsnęła mną sytuacja, którą widziałam podczas Festiwalu Wiary. To był Finał Festiwalu, sobota wieczór. Niesamowite duchowe doświadczenia, piękne uwielbienia, modlitwy. Miejsce gdzie Duch Święty ogarnął i zawłaszczył chyba każde serce. Wracając na Halę minęłam na schodach takie bardzo wiekowe Boże dziecko – tak na oko 60-cio letnie. Schodząc o lasce po schodach bardzo głośno powiedziało: „ To dla dzieciaków takie rzeczy, nie dla mnie”.
Moja pierwsza reakcja – oburzenie, zaraz jednak pojawił się smutek i wielkie zaskoczenie. Nie sądziłam, że uczestnicząc w tak pięknym uwielbianiu Boga można pomyśleć coś tak smutnego. Ale kolejne moje reakcje następowały błyskawicznie – muszę się modlić za takie zagubione osoby, muszę każdego dnia dziękować Bogu, że dał mi wiarę i tą dziecięcą iskrę, która mnie tu ciągnie. Muszę, bo świat ofiarowany nam przez Boga potrzebuje żeby nim trząść, żeby przyśpieszać, żeby wyjść z kąta, tańczyć, podnosić ręce i pokazywać Bogu, że nam zależy. Że na tym życiu nam zależy, że na tych ludziach nam zależy, że na tym kraju nam zależy i że nie można mnie – DZIECKA BOŻEGO - oddzielić od miłości Bożej.
Jeśli przestanę wznosić ręce do Boga, jeśli przestanę publicznie przyznawać się do swej wiary to faktycznie zostaje tylko położyć się bez pośpiechu i czekać. Tylko, że nie na Niebo - na pewno. Nie czekajmy aż przyjdzie Zły, poda nam wygodne auto, wygodny fotel, duży telewizor, gruby portfel i powie: Odpuść, masz wszystko – widzisz? Gdzie Ci będzie lepiej? Widzisz jak Ci dobrze? Nie myśl o problemach innych, oto daję Ci święty spokój. Po co te wygłupy? Jakieś manifestacje wiary? To dla dzieci.
Więc jeśli Cię trzęsie i nie możesz usiedzieć w miejscu, w ciepłym kątku to znaczy, że Bóg się o Ciebie dopomina. Jak Cię dobrze „poterepie” może dotrze. Znam to. Ale z doświadczenia nie widzę innej drogi do Boga Ojca.
Komentarze (1)
~córkaKróla
19.02.2018, godz.19:11
Chwała Panu! ❤