Wracamy do raju
Małżeństwo to nie harówa, same zobowiązania i wyrzeczenia, ale też śmiech, taniec, wypoczynek. A jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to udany związek gwarantowany - zapewnia w rozmowie z Hanną Honisz ks. Piotr Pawlukiewicz
Z ks. Piotrem Pawlukiewiczem rozmawia Hanna Honisz (KAI)
Hanna Honisz (KAI): Kobiecość i męskość to dwa żywioły, które czasem walczą ze sobą, a czasem tworzą zgrany duet. Dzisiaj kobiecość to niekoniecznie wytuszowane rzęsy, szpilki, sukienka, różowe usta, czy takie cechy charakteru jak: delikatność, wrażliwość, emocjonalność. A o męskości niekoniecznie świadczy siła, mądrość, odwaga, rywalizacja i podejmowanie ryzyka. To są już stereotypy. Czym zatem jest kobiecość i męskość?
– Niby stereotypy, ale jeśli kobieta i mężczyzna idą do ołtarza składać przysięgę małżeńską, to wiadomo, kto niesie kwiaty. Jeśli jadą samochodem na wesele do znajomych i oberwie się tłumik, to wiadomo, kto wejdzie pod samochód. Niekoniecznie więc wszystkie zachowania są stereotypowe, choć rzeczywiście świat się tutaj bardzo poplątał.
Pan Bóg nie podzielił płci tak, że kobiecie dał jedne cechy, a mężczyźnie drugie. Trochę męskich cech dał kobiecie, a trochę kobiecych cech mężczyźnie. Czasem się zdarza, że mąż umiera i kobieta musi sama wychować dzieci. Wtedy powinna też wykazać się stanowczością wobec synów. Podobnie mężczyzna, jeśli zostaje sam z córkami, bo żona wyjeżdża na kontrakt, musi zdobyć się na delikatność i subtelność, żeby się z dziewczynami porozumieć. Pewien trzon jednak pozostaje, mimo tych różnych zmian, które zachodzą ze świadomą prowokacją, czy zupełnie samoistnie. Kobieta zawsze pozostaje kobietą, nawet jak udaje mężczyznę. A mężczyzna pozostaje mężczyzną, nawet jeśli udaje kobietę.
KAI: A co z duchowością? Mamy raczej Kościół żeńsko-katolicki. Wydaje się też, że to kobiety łatwiej nawiązują bliską relację z Bogiem, są bardziej pobożne, wrażliwe na kwestie religijne…
– Ktoś powiedział, że Kościół katolicki to organizacja kobiet kierowana przez nielicznych mężczyzn. To kobiety przez wiele wieków gromadziły się w kościołach, śpiewały pieśni, modliły się za mężów i synów, którzy byli gdzieś daleko na wojnie. Kobiety są rzeczywiście bardziej wrażliwe, subtelne. Idą do kościoła, jakby leciały na skrzydłach. W niedzielę mogą założyć swój piękny strój. W kościele są kwiaty, słowa o miłości, pieśni o miłości, dzieci przy ołtarzu, no i ksiądz się nieraz trafi przystojny. Natomiast dla panów nie ma żadnej z tych atrakcji.
Tak poważnie mówiąc, kobiety są bardziej refleksyjne, bardziej uległe. Postawa służby i pokory jest im bliższa niż mężczyznom, którzy chcą być bohaterami. W kościele jest program 3xS – „stój, słuchaj, śpiewaj”. Kobiety mogą stać, słuchać i śpiewać. Mężczyznom jest trudniej, bo są powołani do aktywności, wykazania się, czego to nie potrafią. To wszystko sprzyja temu, że rzeczywiście kobiety bardziej lgną do Kościoła, a duszpasterstwo mężczyzn jest dopiero w zalążku.
KAI: Wydaje mi się jednak, że kryzys wiary dotyka zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Dzisiaj coraz częściej nie wiemy, kim jesteśmy i mamy problem z naszą tożsamością, sposobem wyrażania kobiecości czy męskości. Nie wiemy także, w kogo i po co wierzymy.
– Kryzys wiary jest widoczny, pomimo tego, że w kościołach ludzi jakby nie ubywa, a przy konfesjonałach ciągle stoją kolejki. Nie po tym jednak poznajemy wiarę, ale przede wszystkim po postawie życia.
KAI: Czy w czasach niewiadomej tożsamości i kryzysu wiary, kobieta i mężczyzna mają szansę stworzyć związek, który przetrwa wszystkie próby?
– Znam małżeństwa, które są bardzo szczęśliwe. I to takie, które są razem 30, 40, a nawet 60 lat. Znam rodziny z jedenaściorgiem dzieci, gdzie małżonkowie potrafią wygospodarować czas, żeby pójść na spacer na Stare Miasto tylko we dwoje. Choć nieraz małżeństwa z trójką dzieci twierdzą, że jest to absolutnie niemożliwe. Kiedy się między ludźmi tak dobrze układa? Kiedy Bóg jest na pierwszym miejscu!
Nieraz po ślubie okazuje się, że oboje są zupełnie nieprzygotowani na realizm życia. Przychodzi rozczarowanie, jeśli oboje zbyt wiele oczekują od siebie, że w małżeństwie będzie tylko seks, sielanka. Kobiety często wychodzą za mąż nie za mężczyzn, tylko za wyobrażenie o mężczyznach. Proszę pamiętać – w małżeństwie jest samotność. Każdy człowiek na świecie jest samotny, nawet mąż i żona. Nieraz oni dążą do takiego zlania się, by być jednym. Ona ciągle pyta: „o czym ty myślisz?” Ale nie da się wszystkiego wypowiedzieć. Pozostajemy sami, abyśmy mieli miejsce w sercu dla Pana Boga.
Ktoś powiedział żartobliwie, że kobieta bierze męża w leasing. On ją z resztą też. Nie jesteśmy w stanie wejść w czyjąś duszę i z kimś się tak zjednoczyć, żeby nie żyć w samotności. Samotność jest dobra. Złe jest osamotnienie. Samotność to przestrzeń dla Boga. Warto o tym pamiętać przed ślubem.
KAI: Czyli wracamy do raju? Ewa i Adam żyli w przyjaźni z Bogiem. Tam była dobra komunikacja?
– Tak, bo człowiek jest istotą dialogiczną. Ktoś mu musi opowiadać o świecie. Nasze spojrzenie na świat nie jest tylko owocem naszej refleksji. Może nam o rzeczywistości opowiadać albo Bóg, albo szatan. W raju opowiadał Bóg. Ludzie widzieli świat Jego oczyma. Potem niestety zaufali szatanowi i zobaczyli, że ten świat jest dla nich groźny, musieli się zacząć ubierać, chronić, uciekać przed Panem Bogiem. Szatan wmówił ludziom, że Bóg jest jakiś podejrzany, bo niby ich kocha, ale z jednego drzewa im nie pozwolił jeść. Nastąpiła bardzo mocna destrukcja. Dlatego, jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na właściwym miejscu.
Proszę pamiętać, że po ślubie będzie jeszcze przestrzeń pomiędzy małżonkami, choćby dla dzieci. To jest piękne, kiedy się widzi idących małżonków, a między nimi dziecko, które jedną rączką trzyma mamę, a druga tatę. Żeby to dziecko mogło iść między nimi, rodzice muszą się rozsunąć, oddalić od siebie na ten metr. Podobnie, jeśli małżonkowie chcą spełniać swoją misję wobec Kościoła i świata. Nie są powołani tylko po to, by siedzieć i wzdychać do siebie. Muszą się odsunąć, żeby dużo spraw społeczeństwa, Kościoła, macierzyństwa, ojcostwa wprowadzić w swój związek.
KAI: Jak Ksiądz sobie konkretnie wyobraża to postawienie Boga na pierwszym miejscu w życiu? Czy chodzi o to, żeby codziennie być na Mszy św., odmawiać różaniec, modlitwę brewiarzową i tylko skupiać się na Bogu? Czy to jest klucz do dobrej komunikacji?
– Nie, broń Boże! To pobożne siostry zakonne, i to klauzurowe, są wezwane do takiej obfitości praktyk religijnych. Świeccy są po to, żeby sakralizować świat. Są w strukturach, które świat zmieniają, tzn. w sejmach, bankach, organizacjach politycznych, społecznych. Osobom duchownym nie wolno do takich organizacji wstępować. My sakralizujemy świat głosząc Ewangelię i organizując duszpasterstwo, łącząc ludzi we wspólnoty. Małżeństwo ma wielbić Boga Mszą św. przynajmniej w niedzielę, różańcem, ale też tańcem. Kobieta – makijażem. Mężczyzna – pracą, jeśli ma takie możliwości, także samochodem. Świeccy mają wielbić Pana Boga używając tego świata, służąc temu światu, czyniąc swoje życie piękne, radosne i przepełnione duchowością. Ale, broń Boże zamiany ról kobiet świeckich z siostrami zakonnymi oraz mężczyzn, ojców z kapłanami.
KAI: Czyli trzeba postawić znak równości między słowem Bóg i miłość. Dzisiaj, to słowo „miłość” właściwie już nie wiadomo, co oznacza. Czy chodzi o romantyzm, motyle w brzuchu, zabieganie o siebie, randki, czy o ciężar odpowiedzialności i taką nudę w związku…
– Myślę, że miłość bywa nieraz bardzo szara, trudna. Trzeba ją nieść, jak jakiś ołów na plecach, kiedy przyjdzie zdrada, rozpad więzi, czy brak porozumienia. Miłość w małżeństwie, które sieje ziarna Bożego słowa głęboko w swych sercach, przyniesie też radosne chwile, pełne spontaniczności, które przypomną czas narzeczeński. Małżeństwo to nie harówa, same zobowiązania i wyrzeczenia, ale też śmiech, taniec, wypoczynek. I daj Boże, miłość taką trochę z filmów romantycznych. Niech ona będzie taka świeża i czysta.
KAI: Ale od cierpienia uciec nie można. Nie chodzi tylko o cierpienie fizyczne, choroby, ale też o trud, krzyż, który dotyka każdego, nie tylko osoby konsekrowane, ale często właśnie małżeństwa i rodziny.
– Często jest krzyż, często jest ból. Bez niego byśmy się pogubili. Choćby od strony fizycznej, gdybyśmy nie czuli bólu, a nasze zęby by się psuły, to byśmy nawet o tym nie wiedzieli. Ból jest fantastyczny, bo pokazuje nam strefę niebezpieczną, gdzie mamy interweniować. Jest trudny do przeżycia. Ale sielanka wcale nie byłaby rozkoszą. Przypomina mi się scena z książki Kornela Makuszyńskiego pt.: „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Chłopcy trafiają do miasta, gdzie wszystko jest ze złota. Ludzie jedzą złote kanarki i są strasznie tym zdołowani. Pytają Jacka i Placka: „czy macie kawałek czarnego chleba?” – mówią ci, którzy żyją w superluksusie. Myślę, że wielu z nas się przesłodziło na niejednym przyjęciu i z rozkoszą wypiło szklankę zimnej wody. Cierpienie jest nieraz taką szklanką zimnej wody dla tych, którzy życie zamienią w wieczne wczasy.
KAI: Z natury jednak jesteśmy egoistami. Nikt z nas świadomie i dobrowolnie nie chce wybierać trudu i cierpienia. Chcemy, żeby nam było dobrze. Jak to pogodzić w małżeństwie?
– Jeśli chodzi o miłość, to nie zgadzam się, że nikt nie chce cierpienia. Ile razy chłopak siedzi do czwartej czy piątej rano przy komputerze, by swojej ukochanej zainstalować sterowniki... Spać mu się chce i wie, że rano będzie zmęczony, ale dla niej zrobi wszystko. Ile razy matka siedzi do drugiej w nocy i piecze ciasto, bo następnego dnia córka ma imieniny i przyjdą do niej koleżanki. Miłość zamienia cierpienie w radość. Oczywiście Chrystus na Golgocie cierpiał nieprawdopodobnie, ale widział sens tego cierpienia.
Problemem naszego zmęczenia życiem, bólu nie jest to, że mamy dużo ciężkiej pracy, ale że nie widzimy jej sensu. Nie cieszymy się, bo nie robimy tego z miłości dla kogoś. Adama też bolało w raju jak się uderzył o kamień, bo miał taki sam system nerwowy jak my, ale on przed grzechem widział sens wszystkiego. Jeśli człowiek widzi sens, to zarwie noc, odda ostatni grosz, poświęci swój komfort rozrywkowego życia dla osoby ukochanej.
KAI: Od czego zacząć, aby nasze życie, relacje, miłość znowu nabrały smaku? Wyciągnąć kartkę i napisać, co dla mnie ma sens, co jest najważniejsze?
– Nieraz taka kartka mobilizuje, ale przede wszystkim trzeba zacząć od spowiedzi i wyprostowania spraw, które się pogmatwały. Trzeba będzie komuś powiedzieć „przepraszam”, komuś coś odkupić, kogoś odwiedzić i pokornie schylić przed nim głowę. Zacząć trzeba od regulacji tego, co jest brudne, nieczyste i siedzi w nas głęboko. Potem zrobić konkretne postanowienia. Proszę pamiętać o pokorze!
Jeden ze świętych powiedział, żeby nie liczyć na to, że wszystkich uszczęśliwimy. Jeśli nikogo nie skrzywdzimy w życiu, to nasze życie będzie genialne. Jeśli żona nie skrzywdzi męża, a mąż żony, to choć nie zawsze będą piać do siebie arii miłosnych, będzie to dobre małżeństwo.
***
Ks. Piotr Pawlukiewicz, wykładowca homiletyki w seminarium w Warszawie
rozmawiała Hanna Honisz (KAI) / Opole
wywiad ukazał się w STACJA7.PL