żywa Wiara

ArtykułyZOBACZ WSZYSTKIE

Moje pielgrzymowanie, czyli globtroterstwo w intencji.

autor: Tadeusz Kornaś

użytkownik: admin z dnia: 2022-06-18

Przed nami wakacje. Czas odpoczynku i podróżowania. Specyficznym sposobem podróżowania jest pielgrzymowanie do miejsc świętych. Pielgrzymowano już w starożytności. Chrześcijanie natomiast, przejęli tę tradycję od Żydów. Dzisiaj pielgrzymują do miejsc gdzie żył Jezus, do sanktuariów maryjnych czy do miejsc związanych ze świętymi. O pielgrzymowaniu rozmawiamy z profesorem Tadeuszem Kornasiem – polskim literaturoznawcą, teatrologiem, profesorem uczelni Katedry Teatru i Dramatu Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorem książki: Camino od progu. Do Santiago de Compostela i na Świętą Górę Athos.
 
Redakcja: Od tego pytania zawsze zaczynam wszystkie rozmowy: czy jest Pan osobą wierzącą? Jaki  wpływ miała wiara na podjęcie decyzji o pielgrzymowaniu? 
Tadeusz Kornaś: Tak, jestem wierzący. Moja droga do Santiago de Compostela zaczęła się jednak przez przypadek i nie miała z wiarą wiele wspólnego. Po prostu, niedaleko za Krakowem zobaczyłem znaki muszli i informację na drogowskazie, że do Santiago jest coś około czterech tysięcy kilometrów. Więc ruszyłem tą drogą w kierunku Hiszpanii. Wcześniej o tym szlaku pielgrzymkowym wiedziałem naprawdę niewiele i na drogę wszedłem nieświadomie. Jednak z czasem ten kontekst religijny stawał się coraz bardziej istotny.
 
Redakcja: Po co się pielgrzymuje? Jest telewizja, internet – miejsca pielgrzymkowe można odwiedzić nie ruszając się z domu. 
Tadeusz Kornaś: Odpowiem trochę nie wprost... Nie można w dosłownym sensie pielgrzymować bez wyruszenia w drogę, więc choćby z tego powodu nie można pielgrzymować za pomocą internetu i telewizji. Droga i cel (a więc wysiłek i intencja) to dwa niezbędne elementy dla kogoś, kto poważy się nazwać pielgrzymem.
Mój powód pielgrzymowania – gdy już zdecydowałem, że jest to pielgrzymka - był bardzo konkretny, związany z pokutą. Potem pojawiły się kolejne intencje – takie, o które mnie proszono i takie, które mi się narzucały. Mogę więc powiedzieć, że pielgrzymuję nie tylko po to, by maszerować.
By to obrazowo opowiedzieć... W jednym z dramatów Paula Claudela, którego akcja dzieje się podczas wojny stuletniej, na pielgrzymkę do Jerozolimy decyduje się wyruszyć prosty rolnik Anne, którego gospodarstwo świetnie prosperuje. Ale wokoło wojna, ziemia wokół nie rodzi, jest trzech papieży, a nie wiadomo, który prawdziwy, a Francja nie ma króla (to prawdziwe konteksty tamtych czasów). Anne żegna się z żoną, bo nie wiadomo, czy się kiedykolwiek zobaczą, rozporządza dobytkiem i wyrusza. Pielgrzymka Anne w tym dramacie to tylko wątek poboczny, marginalny, bo wokół dziać się będą rzeczy wielkie – Joanna d’Arc poprowadzi wojsko, król zasiądzie na tronie Francji, wybrany zostanie papież uznany przez cały Kościół... Tego prostego pielgrzyma o imieniu Anne nawet można nie zauważyć, ale może to jego intencja przyczyniła się do naprawy świata. Patetycznie mówiąc, odnosząc to do siebie, idę z pielgrzymką też z intencją za Europę. 
 
Redakcja: Czy miał Pan momenty zwątpienia w drodze? Czym skutkowały?
Tadeusz Kornaś: Moje pielgrzymowanie z racji zawodu, rodziny i gnuśności nie jest do końca takie, jakie powinno być. Nie maszerowałem od domu przez cztery czy pięć miesięcy, ale idę na raty. Moje zwątpienia w drodze więc też są może na mniejszą miarę, niż tych, którzy idą od progu i bez przerwy. 
 
Redakcja: W większości pielgrzymował Pan samotnie, liczył Pan wtedy tylko na siebie. Jakie jest samotne wędrowanie?  
Tadeusz Kornaś: Na co dzień pracuję cały czas z ludźmi, muszę mówić, ale też słuchać innych. Ciągle. A tu nagle stało się tak, że przez kilkanaście dni bez przerwy, poza zdawkowymi sprawami, nie rozmawiałem z nikim. Ciągłe milczenie. Na początku przez kilka dni miałem chaos w głowie – całkowity, powtarzane słowa, myśli urywane, wracające. Starałem się to jakoś opanować, pracować nad kontrolowaniem myśli.
Narzuciłem sobie w drodze drobne praktyki modlitewne. Msza każdego dnia oraz różaniec. Każda tajemnica za kogoś z rodziny, kogoś bliskiego, kogoś, kogo skrzywdziłem, kogoś, za kogo pomodlić się chciałem i tak dalej. Nagle okazało się to studnią bez dna. W trakcie paciorków w głowie pojawiały się sprawy, o których chciałem zapomnieć, o których nawet, jak mi się wydawało zapomniałem. Nie broniłem się – takiego rachunku sumienia w nieograniczonym rytmie odmawiania zdrowasiek nie robiłem sobie jeszcze nigdy. Ale przecież też przypominałem sobie ludzi i rzeczy piękne. Cieszyłem się ze wspomnień, które – jak się wydawało wcześniej – przepadły. Paradoksem jest, że wszystko to działo się w rytm modlitw Ave Maria...
Samotne wędrowanie to też ciągłe kłopotanie się. O to, gdzie spać, co zjeść, gdzie coś wyprać. No i walka ze zmęczeniem i znużeniem...
 
Redakcja: Camino i święta Góra Athos – kierunki trochę przeciwstawne, dlaczego właśnie te miejsca Pan wybrał? W Pana książce pada określenie: katolik ortodoksyjny. Co ono oznacza dla Pana? 
Tadeusz Kornaś: Na Drodze św. Jakuba też może szwankować ciało. Pękła mi łąkotka i na pewien czas musiałem porzucić marzenie o pielgrzymowaniu z plecakiem – w takim kontekście pojawia się Athos w mojej książce. Ale to, oczywiście, nie główny powód, by wybrać się na Athos. Marzyłem o tym o wiele wcześniej, niż o Santiago de Compostela. Athos to jedyne państwo kościelne w Europie. Prawosławne, mieszczące się na jednym z greckich półwyspów. Według apokryfu przechowywanego w jednym z tamtejszych klasztorów (Wielkiej Laurze), Athos to ogród Matki Bożej, przez nią ustanowiony. 
Katolikom dosyć trudno się tam dostać. Gdy otrzyma się swoistą „wizę” od Świętej Wspólnoty Athosu, nie trzeba się już o nic troszczyć. Klasztory zapewniają noclegi, jedzenie i... nieustanną modlitwę.
Prawosławni w swoich diamonitrionach (czyli „wizach”) mają napisane „ortodoksyjny chrześcijanin”. Katolicy, po prostu „katolik”. Gdy przybywałem do kolejnych klasztorów, wpisywałem jednak w pielgrzymie księgi „ortodoksyjny katolik”. To trochę przekora wobec prawosławnych, drobny żart, ale nie do końca.
Jestem od wielu lat w Duszpasterstwie Wiernych Tradycji Łacińskiej. Msza rzymska ma korzenie w IV wieku, jest równie stara, jak liturgia św. Jana Chryzostoma, odprawiana przez prawosławnych. Dawniej, przed podziałem, te liturgie współistniały zgodnie, jako wyraz modlitwy tego samego Kościoła na Zachodzie i Wschodzie. 
Pielgrzymując do Santiago de Compostela, msza łacińska wydawała mi się świadectwem jedności Kościoła, najlepszą mszą dla pielgrzyma. W średniowieczu prosty pielgrzym, na przykład spod Krakowa, idąc na zachód czuł się u siebie na każdej ziemi. Bo wszędzie msza była wspólna, jak w domu. Jednak podczas mojej pielgrzymki do Santiago tylko wyjątkowo, może kilka razy, udawało mi się uczestniczyć w mszy nazywanej przez niektórych „trydencką”. Starałem się być codziennie na mszy – więc chodziłem na mszę nową posoborową i nie miałem z tym problemu. Przyznam się więc, że nie rozumiem dążeń papieża Franciszka i ograniczeń biskupów, także polskich, zmierzających do wyrugowania starej formy mszy. To trochę, jakby zaprzeczać czy wstydzić się całej tradycji, przeszłości własnego Kościoła. Przecież łacina, chorał, katedry, modlitwa przodem do Tabernakulum, kontemplacja, cisza Kanonu, to nic złego. Czemu o tym mamy zapomnieć? Nie rozumiem... Ja wciąż chcę odwoływać się do tej tradycji Wielkiego Kościoła, dlatego więc na Athos pisałem o sobie w księgach klasztorów „ortodoksyjny katolik”. 
 
Redakcja: Co Panu dało pielgrzymowanie? Jak zmieniło Pana spojrzenie na życie? Jakie słowa skierowałby Pan do tych, którzy chcą iść na pielgrzymkę i do tych, którzy się jeszcze wahają? 
Tadeusz Kornaś: Skłamałbym, gdybym powiedział, że pielgrzymowanie Drogą Świętego Jakuba zmieniło w istotny sposób moje spojrzenie na życie. Było jednak – i jest – bardzo ważnym doświadczeniem religijnym, pokutnym i modlitewnym. Także doświadczeniem kulturowym. Bo zetknąłem się w drodze z niezwykłymi zabytkami, miejscami i tradycjami – i o tym najwięcej piszę w swojej książce.
A każdemu życzę, by znalazł (choćby przez przypadek) znaki drogi Świętego Jakuba w pobliżu swojego domu. I podążył za nimi. 

Redakcja: Dziękujemy za rozmowę. Mam nadzieję, że szlakami pielgrzymkowymi ruszy wielu wędrowców by zmierzyć się z sobą, ze swoimi słabościami, by podziwiać Stwórcę w Jego stworzeniu, dziękować Mu, wielbić Go, a może wreszcie po to, by napisać książkę. Bo każda pielgrzymka jest inna.
 
Camino. Od progu. Do Santiago de Compostela i na Świętą Górę Athos. – książka, jest osobistą relacją z pielgrzymowania profesora Tadeusza Kornasia – ukazuje  niezwykle bogaty kulturowy, duchowy i religijny kontekst pielgrzymowania do Santiago de Compostela i na Świętą Górę Athos.
Książka dostępna w księgarni Wydawnictwa AA : www.religijna.pl

Komentarze (0)

Portal zywawiara.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.