Gdy wzywamy Pana...
Jan Paweł II mówił w Rzeszowie w 1991 r. podczas IV pielgrzymki do Polski: „Chrześcijanami nazywamy się my wszyscy, którzy jesteśmy ochrzczeni i wierzymy w Chrystusa Pana. Już w samej tej nazwie jest zawarte wzywanie imienia Pańskiego”. Z drugiej jednak strony mamy przykazanie Boże, które ostrzega: „Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno”. Można więc wzywać imienia Bożego, w tym imienia „Jezus”, w sposób niewłaściwy, a nawet szkodliwy.
Trynitarne imię Boga
Imię Jezusa pojawia się na kartach Nowego Testamentu ponad 100 razy. Przede wszystkim sam Chrystus wielokrotnie prosi swych uczniów, aby modlili się, nauczali i działali w Jego imię. „O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje” (J 16, 23, por. J 14, 13-14) – zapewnia nas Mistrz z Nazaretu. Piotr, postawiony razem z Janem przed Sanhedrynem, stwierdza dobitnie, że „nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12).
Św. Paweł natomiast oznajmia: „Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony” (Rz 10, 13).
Imię Jezusa jest ściśle związane z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym. Chrystus, choć działa na swój niepowtarzalny sposób, nigdy nie działa sam czy też na własny rachunek, ale zawsze pełni wolę Ojca w Duchu Świętym. Na końcu Ewangelii Mateusza Jezus posyła swoich uczniów: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19). A zatem imię Jezusa jest nierozerwalnie wplecione w trynitarne imię Boga. Kiedy modlimy się w imię Jezusa, to – nawet jeśli tego sobie nie uświadamiamy – nasza modlitwa dociera do Boga Ojca w Duchu Świętym. Imię Jezusa uobecnia Boga w Trójcy Jedynego.
Między zapomnieniem a lekceważeniem
W odniesieniu do imienia Jezusa trzeba wystrzegać się dwóch skrajności: z jednej strony zapomnienia, a z drugiej – lekceważenia. Zdarza się, że nawet wierzący tak żyją, jakby wymienianie imienia Jezus nie było ważne. A przecież to właśnie Jezus obiecał nam: „Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). A skoro tak, to jakże nie wymawiać Jego imienia? Z drugiej strony mamy tych, którzy nadużywają imienia Jezusa, jak w amerykańskich filmach, gdzie niekiedy wśród przekleństw pada słowo „Jesus”. Najczęściej w takim zachowaniu nie ma złej woli, ale jest lekceważąca bezmyślność albo złe przyzwyczajenie.
Pomiędzy zapomnieniem a lekceważeniem jest wiele form właściwego, pobożnego i owocnego przyzywania imienia Jezus. Jedną z tych form są akty strzeliste, czyli krótkie wezwania typu „Jezu, pomóż!” albo po prostu „Jezu!”. Już w Nowym Testamencie znajdujemy tego rodzaju modlitwy, z których najbardziej znaną jest wołanie niewidomego pod Jerychem:
„Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Mk 10, 47). Wielu wiernych czerpie z objawień
s. Faustyny, powtarzając: „Jezu, ufam Tobie”. Popularność zyskuje modlitwa ks. Dolindo: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Akty strzeliste można powtarzać wielokrotnie w ciągu dnia. Jeśli je jednak wymawiamy, trzeba pamiętać o tym, na co zwrócił uwagę Jan Paweł II we wspomnianej homilii w Rzeszowie.
Pełnienie Bożej woli
Jan Paweł II zestawia 2. przykazanie Dekalogu ze słowami Jezusa: „Nie każdy, kto mówi Mi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca” (Mt 7, 21). A zatem akty strzeliste, przywoływanie imienia Jezusa, nie mogą być jakąś swego rodzaju magią, zaklęciem, by wyjść z trudnej sytuacji, by się nam szczęściło. Wymawianie imienia Jezusa ma sens, jeśli towarzyszy mu szukanie, znajdowanie i pełnienie woli Bożej. Innymi słowy, przyzywamy Jezusa, by iść za Nim, a nie żeby Jezus szedł za nami.
Jan Paweł II wskazuje świętych, którzy wzywali Jezusa, bo chcieli budować na skale, na opoce, a nie na piasku własnych wyobrażeń. Wzywanie Jezusa tylko po to, by ten sprzyjał naszym planom, bez pytania o plany Boże, to właśnie wzywanie imienia Pańskiego nadaremno. Można by zatem powiedzieć, że akty strzeliste, w których wymieniamy imię Boże, imię Jezusa, to momenty, w których nastrajamy się na Boga. Bo jak mówił św. Ignacy Loyola, istotą postępowania ucznia Chrystusa jest to, aby w każdej sytuacji, w pocieszeniu czy w strapieniu, stawiać Bożą wolę w centrum.
Z powodu mego imienia
Ten, kto chce wzywać imienia Pana i pełnić Jego wolę, może narazić się na prześladowania. Jezus wszak zapowiedział swoim uczniom:
„Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia” (Mt 10, 22). Ta zapowiedź sprawdzała się na różne sposoby we wszystkich pokoleniach. Można jednak oczekiwać, że największe prześladowania są jeszcze przed nami. Świat będzie szydził z imienia Jezusa, a jednocześnie zmuszał wszystkich do przyjęcia innego imienia: „Nikt nie może nic kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii” (Ap 13, 17).
A zatem wypowiadanie imienia Jezusa to nie tylko sposób na to, by otrzymać błogosławieństwo, lecz czasem także świadectwo, które może nas dużo kosztować. Jezus już zwyciężył świat (zob. J 16, 33), ale historia świata jeszcze się toczy, a szatan wciąż działa. I nastąpią czasy, kiedy będzie się wydawało, że zły duch zwycięża. Wtedy tym bardziej wołajmy ostatnimi słowami ostatniej księgi Biblii: „Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22, 20).
o. Dariusz Kowalczyk SJ
Artykuł ukazał się w styczniowym numerze miesięcznika Różaniec.